Niedawno na jednej z najbardziej znanych polskich uczelni miał miejsce taki oto incydent. Jeden z wykładowców (z tytułem profesora zwyczajnego) przeciągnął swoje zajęcia o kwadrans. W tym czasie następny wykładowca (tylko ze stopniem doktora) musiał grzecznie czekać. Ponieważ jednak sytuacja taka miała miejsce nie po raz pierwszy, więc dr X grzecznie zwrócił uwagę prof. Y, że ma już dość ciągłego wyczekiwania pod drzwiami, tym bardziej, że w jego ocenie studenci mają sporo zaległości materiałowych z jego przedmiotu, a co tydzień przepada mu nie z jego winy co najmniej kwadrans z dwóch godzin wykładów.
Pech chciał, że dr X zwrócił prof. Y krytyczną uwagę przy wychodzących studentach. Tego właśnie prof. Y nie zdzierżył i puścił mu wiązankę, która zaczynała się od tego, że jako profesor belwederski nie życzy sobie, by mu byle doktor zwracał uwagę przy studentach, a skończyła się na słowach "Ty Polaczku!". Dr X nie odpowiedział nic, tylko grzecznie czekał, aż prof. Y opuści salę wykładową.
Studenci zastanawiają się teraz, co zrobić, albowiem mimo że jest wymagający, to jednak dr X jest powszechnie lubiany przez studentów, zaś prof. Y wręcz przeciwnie, tj. wymaga tego, czego sam do końca nie rozumie, zaś jego maniery, a właściwie manie, nie przysparzają mu zwolenników. Sprawę utrudnia też fakt, że prof. Y jest pochodzenia żydowskiego (co przy każdej nadarzającej się okazji podkreśla) i studenci boją się, czy ich działania w obronie dr. X nie spotkają się z zarzutem antysemityzmu.
Czy i gdzie studenci powinni zwrócić się w obronie dr. X?
Komentarze