Ignorantia iuris nocet
Notka dotyczy oczywiście głośnego wywiadu dla Rzeczpospolitej, w którym Roman Giertych zarzucił Jarosławowi Kaczyńskiemu zbieranie haków i gromadzenie teczek na przeciwników politycznych, m.in. na Donalda Tuska, a także, iż Jarosław Kaczyński planował jakoby aresztowanie żony Grzegorza Schetyny.
W odpowiedzi Jarosław Kaczyński stwierdził, że - co prawda - spory polityczne nie powinny być rozstrzygane na sali sądowej, ale w tej sytuacji nie ma wyjścia i kieruje pozew przeciwko Romanowi Giertychowi, albowiem są to stuprocentowe kłamstwa.
Przed chwilą w TVP1 pokazał się Roman Giertych i z marsową miną oświadczył, że kieruje przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu pozew w odpowiedzi na to, iż ten zarzucił mu kłamstwo w kwestii wywiadu dla Rzeczpospolitej.
Chroń nas, Panie Boże, przed takimi prawnikami, jak Roman Giertych.
De facto i de iure polityk ten zamierza bowiem wdrożyć postępowanie sądowe, w którym Jarosław Kaczyński byłby zobowiązany przeprowadzić dowód, że Jarosław Kaczyński... nie wypowiedział słów inkryminowanych mu przez Romana Giertycha.
Zakładam, że pozew będzie toczył się w trybie art. 24 k.c. (innych podstaw w prawie cywilnym nie ma). Na gruncie prawa cywilnego obowiązuje generalna zasada domniemania bezprawności naruszenia dóbr osobistych. Zatem - jeśli Roman Giertych zamierza uwolnić się od zarzutu naruszenia dóbr osobistych za pomocą rozpowszechniania nieprawdziwych informacji godzących w dobre imię Jarosława Kaczyńskiego - będzie musiał wykazać ponad wszelką wątpliwość, że jego rewelacje polegają na prawdzie.
Zakładając (choć zbyt mocno w to nie wierzę), że Roman Giertych zdecyduje się na pozew przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu, to i tak najpierw będzie musiał odbyć się proces przeciwko niemu, który jednocześnie będzie miał decydujące znaczenie prawne w sprawie z jego powództwa. Zatem faktycznie Roman Giertych pozywa Romana Giertycha.
Inaczej sprawa przedstawiałaby się, gdyby np. J. Kaczyński zarzucił w odwecie R. Giertychowi, że to on gromadził haki i teczki na przeciwników, a nie Jarosław Kaczyński. W takim wypadku sens miałoby powództwo wzajemne. Tutaj zaś taka sytuacja nie występuje. Mało tego! Wedle giertychowskiego rozumienia praw obywatelskich, żaden pomówiony nie może publicznie odpowiedzieć: Nie. To nieprawda! badź: Nie. To kłamstwo! z obawy na powództwo przeciwko sobie.
Istna paranoja giertychowska!